Media informują, że Radosław Sikorski będzie stał na czele kampanii wyborczej Platformy Obywatelskiej, formalnie obejmie funkcję koordynatora prac nad programem partii. Zakładając, że PO ma poważne szanse wygrać najbliższe wybory należy sobie zadać nie tylko pytanie co ta decyzja oznacza dla Platformy, ale też jaką wizję Polski przedstawia minister spraw zagranicznych oraz czy jest ona atrakcyjna dla wyborcy liberalnego.
Ruch wizerunkowy?
Decyzję zarządu krajowego PO o powierzeniu prowadzenia kampanii wyborczej przez Sikorskiego można traktować jako zagrywkę marketingową. Sikorski jest bardzo dobrze odbierany przez wyborców, i gdyby w marcu ubiegłego roku to oni, a nie członkowie partii wybierali kandydata PO na prezydenta, byłby nim szef MSZ, a nie mniej "światowy" Bronisław Komorowski. W ostatnich sondażach zaufania do polityków zajmuje wraz z Grzegorzem Napieralskim ex equo drugie miejsce za urzędującą głową Państwa i przed Donaldem Tuskiem. Ponadto Sikorski ma dobre kontakty na świecie, żonę z Pulitzerem, doświadczenie dziennikarskie (m.in. w Afganistanie) zapewnia mu dobre kontakty z mediami. Mimo krótkiego stażu w PO wypowiedziami o "dożynaniu watah" zaskarbił sobie sympatię nawet najbardziej nieufnych członków partii Tuska. Choć jego wpływy są niewielkie - nie zbudował własnego zaplecza, to w oczach opinii publicznej, jawi się jako jedna z głównym twarzy PO.
Prawicowiec
Poglądy Sikorskiego w polityce wewnętrznej są zbliżone do tych, które posiada Jarosław Gowin, będący jednym z rzeczników kandydatury Sikorskiego na aspiranta do prezydenckiego wyścigu z ramienia Platformy. Sikorski jest zwolennikiem reform w kierunku neoliberalnym, rozszerzania wolnego rynku, niskich podatków. Nic dziwnego. Przez lata był związany z jednym z amerykańskich think-tanków skupionych wokół partii republikańskiej, często też wśród swoich politycznych autorytetów wymieniał Margaret Thacher i Ronalda Raegena. Przyjaźni się z Romanem Giertychem, przed którym nie zamykałby drzwi do wstąpienia do PO. Jego adwersarzem w ramach Platformy był stopniowo przechodzący na pozycje liberalne światopoglądowo Janusz Palikot. Blisko współpracuje z Janem Vincentem Rostowskim i nie brzydzi się nepotyzmem - 23-letnią córkę swojego politycznego przyjaciela z Wielkiej Brytanii zatrudnił w swoim gabinecie politycznym.
Potrafi jednak puścić oko do elektoratu postępowego. Gdy Bronisław Komorowski palnął gafę na temat ograniczenia refundowania in vitro do małżeństw (i to tylko tych porządnych) zarzucił mu ciągoty do eugeniki.
Lojalny i ambitny
Radosław Sikorski ma poważne polityczne plany, choć nigdy nie zdołał zbudować samodzielnie poważnej partii politycznej. Współpracował z politycznymi kanapowymi partiami tj. Ruch Odbudowy Polski Jana Olszewskiego, jednak cały czas pozostawał krytyczny względem polonocentryzmu polskiej prawicy. W ramach PO zawierał sojusze z silnymi graczami, potrafił zaatakować Grzegorza Schetynę, sugerując mu złożenie samokrytyki. Jako młody polityk słynął z ekspresji: na drzwiach swojego gabinetu wywiesił hasło "Strefa Zdekomunizowana", obecnie ciężko wskazać jego ciekawszą wypowiedź.
Żegnając się z funkcją ministra obrony, napomknął ze łzami w oczach, że kocha wojsko (cokolwiek to miało znaczyć), interwencję w Afganistanie tłumaczył spłacaniem długów wobec mudżahedinów za wykończenie potencjału militarnego Związku Radzieckiego.
Z tych faktów wyłania się obraz Sikorskiego jako polityka z jednej strony doświadczonego, znającego języki, mającego szerokie kontakty na świecie, z drugiej emocjonalnego, nieskutecznego, konserwatywnego i mało poważnego. Czy taka będzie też kampania PO w najbliższych wyborach parlamentarnych? Przekonamy się już wkrótce.
Komentarze