Mamy wszelkie narzędzia prawne do eliminacji chamstwa ze stadionów - potwierdzi to każdy student zatrzymany i przeczołgany przez policję za zbyt głośne zachowanie po kilku piwach w miejscu publicznym. Mamy także monitorowane stadiony (warunek licencji ligowej) i jak się wydaje nienajgorzej rozpoznane środowiska kiboli. Ale mamy też nieformalne, ale faktyczne przyzwolenie na ekscesy i daleko idącą tolerancję tych zjawisk - przez kluby oraz PZPN. Zakazy stadionowe nie powinny być fikcją - przypadek warszawski jest najlepszym tego przykładem. Człowiek, który uderzył piłkarza był już ukarany - za wyjątkowo obrzydliwe zachowanie, jakim było znieważenie zmarłego współłaściciela ITI. Karę mu zawieszono - a teraz mowa jest o tym, że jedynie mu się starą karę odwiesi. A kara za nowy występek?
Podstawowym problemem jest PZPN i jego autonomia, czy raczej niepodległość. Skoro państwo polskie uznało niezależność związku w sprawach związanych z obszarem jego działalności, to na związku spoczywa cała odpowiedzialność za to, co się na stadionach dzieje. Związek ma skolei narzędzia do oddziaływania na kluby.
Nie ma innego sposobu jak konsekwencja. Rozgrywki sportowe to biznes. Musi powstać mechanizm regulacyjny - w biznesie takim są pieniądze. Ekscesy w czasie rozgrywek organizowanych przez PZPN powinny skutkować pokrywaniem przez związek kosztów ponoszonych przez policję przy interwencjach - od pracy policjanta po koszt paliwa. PZPN może te koszty przerzucić na kluby w formie kar. Klub tolerujący chamskie zachowania kibiców powinien grać przy pustych trybunach - to wymusi zdecydowane działania w selekcji kibiców i realność kar - każdy prezes i właściciel klubu zastanowi się, zanim wpuści na trybuny kogoś, kto może spowodować brak wpływu z biletów np. przez 3 mecze.
Oczywiście państwo moze te działania wspomagać - tworząc aparat sądowniczy na tyle elastyczny, żeby mógł reagować szybkim karaniem w sprawach prostych i ewidentnych - ale ciężar zapewnienia bezpieczeństwa i przestrzegania zasad na stadionach spoczywa na klubach i organizatorze rozgrywek. Dopóki związek i kluby będą tak jak to jest obecnie współdziałać ze stadionowymi bandytami - żadne regulacje prawne nie pomogą.
Tytuł od redakcji
